Money, money, money – Must be funny in the rich man’s world. Czyli o pierwszych rozmowach o pieniądzach w związku.

Jak wynika z badań, finanse w związku stanowią temat tabu dla 20% polskich rodzin[1] – trochę szkoda, bo są jedną z najczęściej wskazywanych powodów rozwodów w Polsce, plasując się za niezgodnością charakterów, niedochowaniem wierności małżeńskiej oraz nadużywaniem alkoholu. Czynniki ekonomiczne wiodą prym w kontekście samych kryzysów. Bowiem najwięcej, bo 28%, wskazuje właśnie finanse jako ich najczęstszy powód[2]. Do samych konfliktów dochodzi zazwyczaj, gdy jeden z partnerów wydaje „ponad stan”; sytuację tylko pogarsza, że co piąta para nie rozmawia ze swoim partnerem na temat swoich wydatków. Dodatkowo zdarza się, że ukrywamy informacje o wydatkach, co prowadzi do sporów w 38% małżeństw i 45% związków nieformalnych. Kolejnym problemem jest samodzielne i nieuzgodnione inwestowanie wspólnych oszczędności, na co wskazało aż 13% pytanych. Pomimo że rozmowy o pieniądzach dla wielu nie kojarzą się z niczym przyjemnym, to ich brak w związku jest zdecydowanie gorszy, a same nieporozumienia powstałe z tego powodu mogą prowadzić do kłótni, na co wskazało 65% pytanych, utraty zaufania partnera – 43%, oraz stać się przyczyną rozpadu związku – 31% osób. Pomimo że wspólne życie powinno być związane ze wspólną odpowiedzialnością, to 60% pytanych deklaruje, że samodzielnie dokonuje opłat za comiesięczne rachunki. Podobny procent w przypadku małżeństw wspólnie decyduje o podpisaniu umowy na usługi telekomunikacyjne, telewizję lub internet. W kontekście zobowiązań, na wspólny kredyt konsumencki czy pożyczkę decyduje się blisko 33% badanych, na kredyt hipoteczny na spółkę zaś około 19% par. Co ciekawe, 55% par ma wspólne konto, ale ponad 90% z nich ma jednocześnie oddzielne własne konto bankowe[3]

Skąd się bierze całe to zamieszanie? Każdy z nas wynosi z domu różne przekonania, oczekiwania czy przyzwyczajenia, które dotyczą także pieniędzy. Rzadko zdarzają się, aby rodziny, z których wchodzimy do związku, miały podobne zasady podziału dochodów czy zapatrywania dotyczące gospodarowania budżetem. Dlatego też pierwszym problemem, z jakim możemy często się spotkać, jest założenie z góry, że nasza partnerka na pewno o pieniądzach i ich zarządzaniem myśli tak jak my. Podobnie sprawa się ma odnośnie do aspiracji finansowych czy planów inwestycyjnych – tu też dość często zdarza się zakładanie a priori, że dążymy do tego samego, co przecież bez postawienia pewnych pytań wprost może okazać się zupełną nieprawdą. Ale od początku.

W końcu jak od początku o pieniądzach rozmawiać – przecie nie wypada,  nie?

Otóż nie – zdecydowanie wypada! Pierwszą sposobnością rozmów dotyczących pieniędzy są randki! Oczywiście nie mam tu na myśli ustalania podstaw działania naszego związku od pierwszej kawy czy robienia wzajemnego pogłębionego wywiadu finansowego dotyczącego sytuacji materialnej czy dochodu w momencie, kiedy dopiero się poznajemy. Nie to, żebym miała coś przeciw przejrzystości – ale ustalmy: takie działanie może przestraszyć potencjalnego partnera lub partnerkę, nie mówiąc już o ewentualnym stworzeniu wrażenia tak zwanego łowcy posagu lub nowocześnie – gold diggera. Pierwszym krokiem za to może być ustalenie, kto za co płaci na randce. Ja wiem, że w tym momencie odezwą się głosy, że jak to kto! wiadomo, że mężczyzna! Otóż w sumie to nie wiadomo. Rzeczywiście zwyczajowo się przyjęło, że na randkach płacicie wy, panowie, ale w tym kontekście – i nie jest moim celem wszczynanie w tym temacie rewolucji – czasem na to, kto płaci, wpływa to, kto zapraszał. Zdarza się również, że kobiety same proponują, że zapłacą czy to za wszystko, za siebie lub po prostu, że może podzielicie rachunek na pół. Spieszę z wyjaśnieniem, nie jest to napad na waszą męskość. Sytuacja ta może wynikać z naprawdę wielu powodów, a nie, jak kiedyś żalił się mi kolega – „chciała mnie obrazić, że niby mnie nie było na głupi bilet do kina stać! Jakby nie było, tobym jej nie zapraszał”. Panowie, czasem panie chcą zapłacić za siebie, bo były tak wychowane, czasem, bo nie chcą czuć się zobowiązane do kolejnego spotkania już na początku pierwszego, a czasem, bo zwyczajnie mają na to ochotę i to jest OK. Niemniej po pierwszych randkach i ustaleniach, kto za co płaci, zaczyna się okres pierwszych prezentów. I tu zazwyczaj zaczynają się schody, bo pomimo teoretycznie powszechnej wiedzy, że w prezencie liczy się pamięć, niektórzy podchodzą do zadania bardziej ambicjonalnie. Znane mi są przypadki arytmetycznych przemyśleń, ile wypada, a wręcz należy, inwestować na danym etapie związku, zresztą, ba! Nie ma takiego poradnika, którego nie dałoby się w Internecie wyszukać czy forum, które już pytania tego nie omówiło… Tu jednak należy wyjaśnić, że kobiety są różne i różne też mają oczekiwania. Dla jednych inwestycja w prezent będzie jasnym sygnałem poważnych zamiarów, dla innych zaś coś więcej niż symboliczny podarunek może okazać się wręcz krępujący i niezręczny. Podobną pułapką mogą być wspólne wakacje, wszyscy wiemy, że potrafi być to spory wydatek. Tu też nie ma złotej rady, bo przecież możemy chcieć je komuś zafundować, ale obdarowany nie musi wcale być gotowy na tak kosztowny prezent. Możemy podzielić się kosztami na pół czy w innej przyjętej proporcji. Ale wyjazd to nie kawa i jeżeli ty chcesz polecieć na Malediwy, a twoją partnerkę stać co najwyżej na tydzień w agroturystyce, to też może wyjść dość niezręcznie. I tu przechodzimy do clou całego galimatiasu – rozmowy i poznania własnych potrzeb, oczekiwań, możliwości i przyzwyczajeń.

Bowiem cały jest w tym ambaras, żeby się dwoje wysłuchało naraz

Podstawą całej finansowej matni w związku jest bowiem brak komunikacji. W pierwszych etapach rzeczywiście bywa ona trudna, ale czasem już w pierwszych rozmowach możemy przecież usłyszeć, jak funkcjonował finansowo dom partnera, choćby kiedy dowiadujemy się na przykład, że jej mama wychowywała ją i rodzeństwo, a tata pracował, czego ona sobie nie wyobraża, bo kocha swoją pracę, lub że rodzice na rocznicę co roku zamiast prezentów gotują wspólnie kolację, a pieniądze odkładają na wakacje, i jej podoba się ten koncept. To oczywiście ważne sygnały, na podstawie których można formułować pewne założenia. Jednak zdecydowanie tego typu sygnały nie mogą – i powtarzam to z całą stanowczością – zastąpić nam szczerej rozmowy o finansach.

No dobrze, ale o czym tak naprawdę jest rozmowa o finansach, kiedy i jak ja zainicjować? Po pierwsze, co należy, to podkreślić, że to nie będzie jedna rozmowa, pdczas której da się ustalić plan na całe życie. Najprawdopodobniej będzie to wiele rozmów, które czekają was przy okazji różnych wydarzeń. Tych nieoczekiwanych, jak zwolnienie z pracy, czy planowanych – jak ciąża. Jednak pierwsza z nich powinna najpóźniej pojawić się z momentem planowania wspólnego mieszkania. Trzeba wtedy otwarcie usiąść i porozmawiać o waszej sytuacji finansowej i mieszkaniowej. W końcu co para, to inne możliwości mieszkaniowe. Bywają sytuacje, że żadne z was nie ma mieszkania, wtedy trzeba zastanowić się nad wynajmem, wprowadzeniem do rodziców, do już wynajmowanego mieszkania czy nad innymi konfiguracjami. Są sytuacje, gdy jedno z was ma mieszkanie i rozważacie wprowadzenie się do niego. Czasem obydwoje macie własny kąt i też trzeba przemyśleć, gdzie zamieszkacie razem. Wszystkie te możliwości wymagają jednak rozmowy, kto będzie płacił za czynsz, media, kto będzie robił zakupy i inne. Tu rozwiązań jest wiele, możecie przecież podzielić wszystko na pół, umówić się, że jedno opłaca media, drugie zakupy, albo ustalić, że miesięcznie będziecie przeznaczać na wspólne konto kwotę X, która po szacunkach starczy na opłaty i jedzenie, a ewentualną nadwyżkę przeznaczycie na przykład na wyjście do kina. Nie ma tu jednej i uniwersalnej recepty. Nie da się też za wiele z zewnątrz doradzić, bo wszystko zależy od waszych dochodów, ich ewentualnej dysproporcji czy zobowiązań jednej ze stron. Pewne jest jedno: to nie jest moment na ambicjonalne podchodzenie, to moment na szczerość. Należy w nim omówić wszelkie warianty, i na co bardzo uczulam – nie forsować rozwiązania: „coś sprawdziło się w naszym domu rodzinnym, to sprawdzi się i w naszym związku”. Pamiętajcie jednak, że jakiekolwiek rozwiązanie wybierzecie, ważne, żeby żadna strona nie czuła się w nim pokrzywdzona. Dodatkowo z racji tego, że obydwoje ustaliliście takie zasady, nie możecie wykorzystywać ich w kłótniach jako argumentu – „ja mogę coś więcej, bo więcej dokładam do czynszu” bądź „mieszkasz u mnie, to nie masz prawa głosu” czy niezmienny hit pokoleń „kto płaci, ten decyduje”. Pamiętajcie, że wszystko, co między sobą ustalicie, jest też renegocjowane. Oznacza to, że o wszystkim, co jest związane z finansami, powinniście rozmawiać, a jeśli coś przestaje pasować do waszego życia, to naturalne, i trzeba to zwyczajnie przegadać. Kolejnym momentem, kiedy należy przeprowadzić poważną finansową rozmowę, jest na pewno decyzja, że wchodzicie w dalszy etap związku, chcecie być ze sobą „na zawsze” i dla przykładu można by było zacząć myśleć o starzeniu się razem czy o ślubie. Rozmowę tę zdecydowanie proponuję przeprowadzić, zanim jeszcze zarezerwujecie datę w urzędzie czy kościele. Jest ona o tyle istotna, że powinna poruszyć kwestie zasadnicze, czy planujecie dzieci, czy po ślubie/porodzie ona chce pracować, on wyobraża sobie, że ona z pracy zrezygnuje na rzecz wychowania dzieci, gdzie będziecie mieszkać, jaki macie stosunek do kredytu na wspólne miejsce, jak dalej będzie wyglądać wasz budżet, czy chcecie mieć wspólny majątek czy stawiacie na rozdzielność i wiele, wiele innych. Ja wiem, że większość tych rzeczy wie się długo przed poważnymi decyzjami, jednak nadal taka porządkująca rozmowa jest niemiernie potrzebna, bo pozwala spokojnie i bez niedomówień planować wspólną przyszłość, będąc pewnym, że obydwoje „patrzycie w tym samym kierunku”, zapobiegając potencjalnym nieporozumieniom.

No dobrze, ale jak przygotować się na takie większe czy mniejsze rozmowy?

I to jest dość ważne pytanie, ponieważ zazwyczaj słowa „musimy porozmawiać” nie kojarzą się najlepiej w związkach. Dodatkowe wzmacnianie tematu finansów, i tak już trudnego dla większości, dodatkowym pompatyzmem raczej też nie pomoże, może za to wprowadzić niepotrzebne nerwy i stres. Niemniej rozmowę o finansach należy wcześniej zaanonsować i w tym kontekście rozumiem to jako umówić i się wzajemnie do niej przygotować. Umówienie powinno mieć konkretną datę i przewidzianą odpowiednią ilość zarezerwowanego czasu, żeby nie łapać się między zajęciami ani nie rozmawiać ze sobą „naprędce”. Warto też wcześniej powiedzieć sobie z grubsza, czego dokładnie rozmowa będzie dotyczyć – abyście obydwoje mogli się do niej przygotować – nie tylko psychicznie – ale i zgromadzić potrzebne dane, jak dokładne wysokości waszych zobowiązań, oczekiwana data spłaty kredytu, oszacowanie rachunków czy miesięcznych wydatków. Wszystko to pozwoli wam operować faktami, które w planowaniu finansowym są niezbędne. Ważne jest również, żebyście przy tych rozmowach mogli być sami, tak aby móc rozmawiać nieskrępowanie. I mam na myśli stworzenie takich warunków, w których nie przeszkadza wam krzątająca się za ścianą rodzina czy współlokator, a zdecydowanie nie polecam omawiania takich kwestii w miejscach publicznych jak restauracja, a nawet plener. Naprawdę przy rozmowach o pieniądzach zapewnijcie sobie komfort i jak najmniej rozpraszaczy. Na wstępie możecie też głośno ustalić podstawowe zasady waszej rozmowy, jak nieocenianie waszych dotychczasowych decyzji finansowych, gospodarowania, dochodów czy rozwiązań, jakie wynieśliście z domów, czy szacunek, z jakim podejdziecie do tej rozmowy i jej ustaleń. Pamiętajcie, że żadna domowa rozmowa o finansach nie powinna mieć na celu udowadniania sobie niczego. Jej głównym celem jest ustalenie stanu faktycznego finansów po obu stronach – waszych możliwości i skonfrontowanie ich z waszymi oczekiwaniami, tak aby wypracować wspólny sposób postępowania i cele. Tak aby były one możliwe do realizacji i odpowiadały waszej dwójce. Nie są to też negocjacje – kto więcej zyska czy ugra – wiec nastawianie się na rozmowę w takim charakterze też raczej nie pomoże.

Podsumowując: rozmowa o finansach jest potrzebna, żeby uniknąć konfliktów, nieporozumień czy poczucia krzywdy którejś ze stron. Ważne jest, aby rozmów o finansach nie odwlekać i podejmować je zawsze przed nowymi decyzjami i krokami w związku. Do rozmowy trzeba się przygotować, znając fakty, ale i podchodzić do niej z otwartą głową i szacunkiem. Ustalenia podjęte podczas rozmów zaś należy respektować, pamiętać, że to nie prawdy objawione, ale wypracowany czy uzgodniony przez was model postępowania, który razem możecie przecież zmienić i dostosować. A i najważniejsze w waszych decyzjach: nie oglądajcie się na innych. Zarówno związek, jak i finanse są tylko wasze i tylko od was i waszych decyzji będzie zależny ich stan :]


[1] „Budżet domowy polskich par”, badanie zlecone przez Grupę KRUK

[2] GUS

[3] „Budżet domowy polskich par”, badanie zlecone przez Grupę KRUK

Skip to content