Miesiąc miodowy. A co potem?

„I żyli długo i szczęśliwie”

Ileż to filmów i książek kończy się tymi słowami. Bohaterowie po wielu trudnościach, przygodach i perypetiach wreszcie wpadają sobie w ramiona (w tle zazwyczaj pada deszcz i gra romantyczna muzyka), a następnie widzimy scenę ślubu. Ogród, przystrojona wstęgami i kwiatami altana. Wokół biegają małe dzieci. Pan młody wystrojony w smoking czeka na wybrankę swojego serca przy ołtarzu. W międzyczasie gubi się pierścionek, który gdzieś zapodział świadek. Na szczęście wszystko kończy się szczęśliwie, zguba odnajduje się w innej kieszeni. W tym właśnie momencie zaczyna grać marsz weselny i pojawia się ona. Cała na biało. A potem żyli długo i szczęśliwie. O tym szczęściu przeczytamy dopiero w kolejnej części książki lub obejrzymy w drugiej części filmu albo nie zobaczymy/przeczytamy wcale. A rzeczywistość jest taka, że w Polsce w 2020 roku orzeczono 51,2 tys. rozwodów[1]. Od jakiegoś już czasu w małżeństwach z krótkim stażem, czyli od 0 do 4 lat i od 5 do 9 lat, pozwy rozwodowe składają w większości kobiety[2]. Pokazuje to, że podejście do ślubu jako ostatecznego zwycięstwa i końcu historii (z nuceniem sobie w głowie „We are the champions”) może być zgubne w swoich skutkach. Do tego dochodzi kulturowa zmiana w podejściu do rozwodów. Kiedyś osoby rozwiedzione były niemal stygmatyzowane. Współcześnie jest to dla wielu taka sama procedura prawna jak każda inna. Rozwód jak akt zbycia auta. Ze skrajności w skrajność. Mam również wrażenie, że wraz z rozwojem świata podchodzimy do życia w inny niż kiedyś sposób. Dziś walka o coś, o kogoś przychodzi nam z większym trudem. Nie lubimy czuć dyskomfortu, więc uciekamy w łatwiejsze na pierwszy rzut oka rozwiązania. A miłość to pole bitwy. I trzeba się bić o nią codziennie.

„Miłość jest polem bitwy”

Tak, niestety padnie tu to zgrane określenie: „nad związkiem trzeba pracować”. Sam na dźwięk wypowiadanych słów składających się na to zdanie mam odruch bezwarunkowy charakteryzujący się przewracaniem oczu. Ale zanim, drogi czytelniku, zamkniesz to okno w przeglądarce, pozwól mi wytłumaczyć, czemu go użyłem. Ślub to nie złoty medal olimpijski wieńczący lata poświęceń, wyrzeczeń i pracy nad doskonaleniem swoich umiejętności. To nie podium z hymnem. Stosując nazewnictwo sportowe, sam ślub jest zaledwie awansem do wymarzonej Ekstraklasy, najwyższej klasy rozgrywkowej. Wielką nagrodą za doskonalenie zespołowej gry przez lata. Za wspólną walkę. Jeżeli tuż po tym, jak się dostaliśmy do tej wyśnionej elity, spoczniemy na laurach, to prawdopodobnie w kolejnym sezonie przyjdzie nam zaczynać całą walkę od nowa.

W tym miejscu muszę dopisać wszystkie inne poza „nad związkiem trzeba pracować” oczywistości, abyśmy mogli przejść do przykładów, co w moim mniemaniu należy robić, żeby wygrywać razem z partnerką kolejne bitwy na polu walki o miłość wzajemną. Oczywistość numer dwa: w związku należy rozmawiać (przy czym nie zawsze, ale o tym później). Oczywistość numer trzy: trzeba dbać o dobre samopoczucie żony. Oczywistość numer cztery: żadne z was nie jest domowym robotem wielofunkcyjnym. Przejdźmy zatem do „złotych rad” wujka dobra ra… znaczy Łukasza. Rozsiądźcie się wygodnie i zapraszam do lektury.

Nie bądź jak Artur Rojek

„W rzucaniu kamieniami słów znowu przegrywam trzy do dwóch” – śpiewa w swojej piosence „Syreny” Artur Rojek. Po chwili dodaje także: „Niedogaszony pożar się tli patrzę i unoszę brwi. Za karę cisza karą krzyk. Chciałem raz wygrać pozwól mi”[3]. Zapamiętaj to, czytelniku: kłótnia czy utarczka słowna to nie zawody. Nie jest ważne, czy ktoś wygra 3:2, leczy czy obie strony na koniec wyjdą z takiej sytuacji mądrzejsze o kryzysowe doświadczenie. Niestety, czasem jedna ze stron odbiera kłótnię jako niejaką rywalizację. Wtedy w grę wchodzą jeszcze większe negatywne emocje. Następuje wysoki stan wzburzenia. W tym momencie logika i fakty nie mają już żadnego znaczenia. Jak rzecze jedno z praw internetu: „nie graj w szachy z gołębiem”, dalej tego powiedzenia nie będę rozwijał. Ale dla mniej zagłębionych w internetowy język i memy mam inne porównanie. Pamiętacie, jak mama albo nauczyciel mówili do was: „Przestań, bądź od niego mądrzejszy”? Tu wrócimy do oczywistości nr 2. Warto rozmawiać… ale czasem warto zamilczeć. Jest to jeden z dwóch takich przypadków. Czasem, kiedy temperatura bezsensownego sporu (najczęściej o drobnostkę) urasta do napięć na poziomie tych pomiędzy Koreami, należy w wolnym tempie usuwać się z trajektorii lotu kolejnych pocisków słownych. Nie należy się do tej taktyki zrażać, jeśli przez chwilę będzie powodem podgrzania emocji. Zapewne zdarzy się tak, że padnie któreś z tych zdań:

  • „Słuchasz mnie w ogóle?”
  • „No i co się nie odzywasz?”
  • „Z tobą nie ma sensu rozmawiać”

Odpowiedzi na pytania 1 i 2 nie są proste. Tutaj zostawiam cię, czytelniku, samotnym. Sam znasz swojego partnera i na podstawie tej wiedzy należy wybrać sposób wybrnięcia. Efektem ma być cisza i czas, aby emocje opadły, a do głowy zaczynały docierać logiczne argumenty. W zależności od przyczyny/charakteru osoby/temperamentu może to trwać krócej lub dłużej. Co jakiś czas należy dyskretnie sprawdzać, czy to już czas na rokowania pokojowe i spokojną rozmowę na temat, który doprowadził do bitwy.

Drugi powód, dla którego czasem należy „taktycznie” milczeć. Milczeć należy, kiedy partner naprawdę chce się wygadać. Opowiedzieć o czymś negatywnym lub pozytywnym, co go spotkało. Czy to nieznośna koleżanka z pracy notorycznie się spóźniająca, przez co twoja żona ma więcej pracy. Czy to pochwała za dobrze wykonane zadanie. Nie należy wtedy przerywać, wtrącać swoich złotych rad czy też gratulacji. Wyczujesz doskonale, kiedy lub czy w ogóle nastąpi moment na twój komentarz. W filmach i książkach kobiece bohaterki określają to mianem: „On umie mnie wysłuchać”. Zdobądź tę umiejętność. Bo i ty kiedyś będziesz potrzebował, żeby to ona ciebie wysłuchała bez dawania ci świetnych rad.

Gadu-gadu

Jeden z największych błędów, które popełniamy na początkowych etapach związku, to założenie, że ja ją/jego zmienię. Wpłynę na to, że irytujące mnie w nim/niej cechy niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikną. Bardzo często przy okazji o swoim planie zmiany, a nawet i o tym, co nas denerwuje, drugiej strony nie raczymy poinformować. Od zawsze podejście tego typu kojarzy mi się jednoznacznie: ty chcesz wytresować swoją drugą połówkę. Traktujesz niczym swojego przygłupiego pieska, który gryzie kapcie. To, czy całościowe zmiany cech charakteru są możliwe, zostawmy, da się nad niektórymi pracować i minimalizować, ale to nieważne dla tego wywodu. Głównym punktem, na którym chciałbym się skupić, jest rozmowa. Powinniście ze sobą rozmawiać. O tym, co was boli, co was cieszy, czego się boicie, że cię wkurza, że chodzi i przestawia twoje rzeczy, że ją wkurza, że zostawiasz koszulkę na szafie, znaczy na krzesełku, ale to twoja ulubiona szafa. Wbrew temu, co myślicie, to ani kobieta, ani mężczyzna nie posiadają zazwyczaj umiejętności telepatii. On się nie domyśli. Ona zazwyczaj też. Rozmowy czasem doprowadzą do krótkotrwałej „strefy ciszy” (patrz rozdział: Nie bądź jak Artur Rojek), ale w dłuższej perspektywie prawdopodobnie pomogą w pracy nad problemem, który wystąpił.

Happiness is easy?

Niejako moim mottem w życiu małżeńskim jest: zadowolona żona to spokój w domu, spokój w domu to zadowolony i szczęśliwy mąż. Co czyni twoją żonę szczęśliwą? Co sprawia jej przyjemność? Musisz to zidentyfikować samodzielnie. Ale jest kilka oczywistości rzędu niższego, którymi mogę się podzielić. Jedną z nich jest spontaniczne wyznawanie uczuć i komplementowanie. Każdy z nas lubi, jak się go pochwali. Możemy być mało wylewni w wyrażaniu tego osobie komplementującej, ale łechce to nas. Nie przyjmuj pozycji, że skoro ślub wzięła, to wie, że ci się podoba i że ją kochasz. Oczywiście wie. Ale warto się przypominać, że stan z dnia sakramentalnego powiedzenia sobie: TAK! dalej się utrzymuje. Staraj się nie dopuścić do sytuacji, kiedy twój komplement lub wyznanie zostanie zripostowane: „Czego ode mnie chcesz?” lub „No dobra, co zrobiłeś?”.

A więc czyń gesty drobne. Kreatywność powinna być twoim przyjacielem w walce o miłość małżeńską. Prezenty nie muszą być drogie, żeby zrobiły wrażenie na twojej małżonce. Czasem wystarczy bzdurka jak krótki liścik zostawiony na stole tuż przed pójściem spać. Tak żeby rzucił się jej w oczy rano, kiedy wstanie. Może to też być oczywiście ok. 100 przyklejonych w różnych zakątkach mieszkania/domu karteczek z wyznaniami miłosnymi. Będąc w markecie na zakupach. możesz kupić żonie jednorazową maseczkę i połączyć to w zestaw domowego spa z gorącą kąpielą z olejkami czy solami. Możliwości jest nieskończenie wiele. Małe rzeczy robione metodycznie i systematycznie dają niespodziewanie duże rezultaty.

Czas tylko dla was. I tu zaczyna być gorzej. Zwłaszcza kiedy waszą rodzinę ubogaciło pojawienie się na świecie potomstwa. Wtedy o regularność i dużą częstotliwość bez wątpienia jest bardzo trudno. Jednak należy dążyć do tego, aby wyrobić w sobie rytuał spędzenia czasu razem. Może to być godzinna pogawędka na luzie w akompaniamencie czegoś dobrego do jedzenia. W świecie idealnym warto randkować w dosyć regularnym cyklu. Na kolację warto się wybrać nie tylko w rocznicę czy urodziny żony. Garnki nie gryzą. Kolację można urządzić samodzielnie bez wychodzenia z domu i ponoszenia wysokich kosztów. Czas spędzony tylko we dwoje przeciwdziała przejściu związku w tzw. fazę „prozy życia”, gdzie de facto łączyć zaczyna was wszystko inne poza uczuciem wobec siebie.

To nie tylko obowiązek, ale i przyjemność!

W dzisiejszym świecie klasycznie to oboje małżonków pracuje. Minęły już czasy, w których żona pilnowała domowego ciepła, a mąż w pocie czoła zarabiał na rodzinę. Pracujecie oboje. Oboje macie swoje obowiązki w pracy. Warto też mądrze podzielić obowiązki w domu. Najlepszym, wręcz idealnym rozwiązaniem jest klucz: co kto bardziej lubi lub mniej nie znosi. Lubisz gotować, chłopie? To gotuj. Przejęcie tego obowiązku w domu nie wpłynie na obniżenie poziomu testosteronu w twoim organizmie. Nie staniesz się mniej męski (jeżeli ci na tym zależy). Jesteś pedantem i lubisz porządek? No to zajmij się sprzątaniem, kiedy twoja żona gotuje obiad. Jasny i uczciwy podział obowiązków domowych przeciwdziała wielu konfliktom. Oczywiście raz ustanowiony pakt domowy nie musi trwać wiecznie. Jest pole do negocjacji, nikt nie zabrania pomóc drugiej stronie. Jesteś padnięty po pracy i nie masz już absolutnie siły? Poproś małżonkę o pomoc. Widzisz, że ona po całym ciężkim dniu z nadgodzinami nie ma ochoty na zmywanie garów? Zmyj. Wstąpienie do sklepu po drodze z pracy też nie boli. No może czasem portfel, ale cóż uczynić z tym faktem. Praca zespołowa na polu bitwy to podstawa. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!

Bez zakończenia?

Tak. Nie będzie klasycznego zakończenia tekstu. Będzie jedynie zastrzeżenie autora.

Autor nie jest alfą i omegą. Nie wygłasza prawd objawionych. Nie posiada habilitacji (ba, nawet magistra) w dziedzinie: „jak tworzyć udaną parę małżeńską”. Wyraża jedynie swoje zdanie. Opisuje, jak uczynił, że jego cudowna żona wytrwała z nim wiele lat i dalej mówimy sobie: „kocham Cię”. I to przynajmniej raz dziennie. Czego życzę każdemu, kto dobrnął do ostatniego wyrazu tego felietonu.


[1] https://www.money.pl/gospodarka/malo-slubow-duzo-rozwodow-czy-dane-za-2021-budza-trwoge-6654542061218336a.html dostęp na dzień 20.12.2021

[2] https://www.bankier.pl/wiadomosc/9-wykresow-o-slubach-i-rozwodach-Polakow-7716897.html

[3] A. Rojek, Syreny, Składam się z ciągłych powtórzeń, Kayax, 2014

Skip to content